Jakiś czas temu miałam sen, że nagle zaczęłam rodzić, dużo za wcześnie, a nie miałam spakowanej torby do szpitala, więc mąż musiał mi skompletować trochę rzeczy i przywieźć. Oczywiscie, jak to w koszmarach bywa w torbie, którą mi dostarczył brakowało połowy niezbędnych przedmiotów. Ot taki sen, który szczególnie zapadł mi w pamięć i dał do myślenia. Co by było gdyby?...
Od tamtej pory zaczęłam przygotowania, z początku nieśmiałe. Wydawało mi się, że to trochę za wcześnie, skoro do terminu porodu pozostały dwa miesiące. Zrobiłam listę, na której wypisałam wszystko co będzie dziecku i mi potrzebne. Zdobyłam niemal wszystko w dość krótkim czasie. Na razie nic jeszcze nie pakowałam do torby. Pomyślałam, że rozdzielę to do 2-3 mniejszych pakunków, które mąż będzie mi dowoził sukcesywnie, jednocześnie zabierając do domu to co okaże się zbędne.
Zaczęłam też prać ubranka. Do pierwszej partii podeszłam jak "do jeża". Doczytałam w sieci jak powinien wyglądać taki proces: jaki wybrać proszek, jaką ustawić temperaturę, jak płukać, itp. Udało się i dumna z siebie rozwiesiłam maluśkie, pachnące ciuszki.
Sielanka trwała do wczoraj, kiedy to wybrałam się na zaplanowaną konsultację w poradni patologii ciąży. Myślałam, że będzie to rutynowe badanie, po którym dowiem się, czy nadal mam brać ten lek z teofiliną. Okazało się, że przepływy wciąż są złe, a dziecko przez 3 ostatnie tygodnie niewiele urosło. Na koniec lekarka z poważną miną powiedziała, że rozważa, czy nie dać mi skierowania do szpitala na obserwację. Po chwili namysłu stwierdziła, że tak będzie najlepiej i wypisała odpowiedni papier. Zapytałam kiedy mam się tam zgłosić. Zasugerowałam poniedziałek. Pomyślałam, że przez weekend zdążę przygotować wyprawkę, poprać ubranka i zapakować torbę na ewentualny wcześniejszy poród. Nie wiedziałam ile taki pobyt w szpitalu może potrwać - kilka dni, albo dłużej, a może wyjdę do domu dopiero za kilka tygodni już ze szkrabem. Kto wie...
Pech chciał, że zaraz po tej wizycie poczułam potrzebę, aby zadzwonić do mojego lekarza prowadzącego, żeby przekazać mu informację o efekcie konsultacji. Zapobiegawczo poradził, żebym pojechała do szpitala od razu, że jest duże obłożenie i nie wiadomo, kiedy znajdzie się tam dla mnie miejsce. Wróciłam do domu oszołomiona. Wszystko działo się za szybko, a tu przygotowania wyprawki w toku, szkoła rodzenia zaliczona w połowie, wózek zamówiony, do odbioru następnego dnia, Święta za pasem. Nie pozostało mi nic innego, jak spakować pospiesznie najpotrzebniejsze rzeczy do szpitala, takie "na już", rzucić kilka chaotycznych instrukcji równie przejętemu mężowi, zjeść w biegu dwie kanapki i w drogę na izbę przyjęć pierwszego wskazanego przez mojego lekarza szpitala.
Ciąg dalszy opiszę w kolejnym poście. Ciężko się pisze z komórki.
Pozdrawiam z zamknięcia.
8 komentarze:
Trzymaj się tam! Szpital to nie SPA niestety, ale najważniejsze, żebyście oboje z Maleństwem byli pod dobrą opieką. A przedświątecznie, z całych sił(!), życzę Ci, żeby jednak nie trzymali Was, aż do porodu.
Dziękuję za bardzo pozytywne życzenia :-) W głębi duszy wierzę, że mnie po weekendzie wypuszczą. Jeszcze nie czuję się gotowa, żeby wrócić do domu z noworodkiem. Nie przez przypadek ciąża powinna trwać 9 miesięcy. To dość czasu, żeby się przygotować psychicznie i organizacyjnie.
Ściskam kciuki, aby wszystko było dobrze i maluch zaczął na nowo przybierać. Trzymajcie się i daj znać, jak będziesz wiedzieć, co dalej.
Wielkie dzięki :-) Na pewno zdam Wam dalszą relację z frontu. Pozdrawiam :-)
Trzymaj sie! Mam nadzieje, ze nie spedzisz Swiat w szpitalu, oby wszystko jak najszybciej wrocilo do normy:)
Ja też przesyłam moc pozytywnych myśli. Mam nadzieję, że zdążysz się w spokoju przygotować na przyjście na świat synka i że po weekendzie wypuszczą Was do domu, a już na pewno że święta spędzicie poza szpitalem jeszcze w dwupaku. Uściski i obyś trafiła na miłe towarzystwo.
wszystkiego dobrego! wracajcie do formy!
Dziękujemy za zainteresowanie i słowa pełne sympatii. Dalsze moje szpitalne losy opisuję w kolejnych wpisach. Zachęcam do lektury - juz wiem, że będzie się dużo działo. Pozdrawiam :-)
Prześlij komentarz