2 sierpnia 2016

12-13 tc. Badania prenatalne

Bliżej 12 tygodnia ciąży pojawił się dylemat, czy wykonać nieinwazyjne badania prenatalne. Samo USG genetyczne wydawało się nam kuszące. Nie dość, że wyspecjalizowany lekarz poświęci nam ok. 20 minut na dokładne badanie, podczas którego będziemy mogli do woli oglądać naszego maluszka, to jeszcze fachowe oko oceni, czy dziecko rozwija się prawidłowo. Jedynym minusem była cena ok. 300 zł. Badanie to można wykonać na NFZ, ale kierowane są na nie kobiety z wyraźnym wskazaniem, np. powyżej 35 roku życia (jestem o rok młodsza), w przypadku wad genetycznych w najbliższej rodzinie itp. 

Bez wahania zapisałam się na to USG. Ucieszyłam się, że mimo sezonu urlopowego umówiono mnie do lekarza mającego bardzo dobre opinie i to w krótkim terminie – badanie należało wykonać najpóźniej do końca 13 tygodnia ciąży. Czekaliśmy na tą wizytę z niecierpliwością, tym bardziej, że na ostatnich kontrolnych badaniach USG nasz szkrab tak intensywne się poruszał, że w ogóle nie można mu się było przyjrzeć. Obraz bywał bardzo rozmazany. Badanie zazwyczaj trwało bardzo krotko, a sama maszyna była przestarzała i pozostawiała wiele do życzenia.

Większy dylemat mieliśmy z testem z krwi o nazwie PAPA, który idzie w parze z USG genetycznym i razem tworzą podstawę do diagnostyki prenatalnej na tym etapie ciąży. Z tego co zdążyłam się zorientować test z krwi okryty jest złą sławą wśród ciężarnych i niejednokrotnie odbiera parom radość w oczekiwaniu na narodziny dziecka, jak się często okazuje niesłusznie (mimo złych wyników dzieci rodzą się najczęściej zupełnie zdrowe). Rzecz w tym, że podobno wynik tego testu może być zafałszowany, np. przez krwiaki we wczesnej ciąży, czy przyjmowanie leków z progesteronem. W dodatku opinia wydawana na jego podstawie wyrażona jest w ułamku, np. że ryzyko wad genetycznych płodu wynosi 1 do 150 (co byłoby już złym wynikiem), a oznaczałoby, że jedna na 150 ciąż mająca takie wyniki zakończy się urodzeniem chorego dziecka. Zmartwieni rodzice w takiej sytuacji mogą wykonać aminopunkcję, czyli nakłucie pęcherza płodowego i pobranie wód płodowych do analizy DNA dziecka. Pozwala to jednoznacznie stwierdzić, czy dziecko jest zdrowe, czy chore. Niestety wiąże się to z niewielkim ryzykiem poronienia. Mogą też poczekać do porodu, by upewnić się, czy maluch jest zdrowy, oznacza to jednak kilka miesięcy niepewności.

Zastanowiliśmy się nad tym, czy to badanie jest nam właściwie potrzebne i co ono zmieni. Jeśli wynik testu z krwi okaże się zły, czy podejmiemy ryzyko i wykonamy aminopunkcję? Doszliśmy do wniosku, że nie po to staraliśmy się o dziecko tyle lat, aby teraz narażać się na jego utratę. Poza tym gdybyśmy faktycznie zdecydowali się na aminopunkcję i okazałoby się, że dziecko jest chore, to usunięcie ciąży nie wchodziło w ogóle w grę. Jednogłośnie chcieliśmy, aby się urodziło, mając nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży. Po co zatem narażać się na duży stres i zwątpienie? Wspólnie ustaliliśmy, że nie będziemy wykonywać testu z krwi, że taka wiedza nie jest nam do szczęścia potrzebna. Z takim nastawieniem poszliśmy na USG.

Badanie USG faktycznie trwało długo i było dokładne. Ucieszyłam się, że moja ciąża jest już na tyle dojrzała, że można wreszcie badać przez brzuch – tak jest o wiele bardziej komfortowo. Dziecko akurat spało (chyba znudzone długą odsiadką w poczekalni), więc można je było dobrze obejrzeć. Przypominało małego człowieczka. Miało już wszystko na swoim miejscu: kształtną główkę o ładnym profilu, krągły tułów, w którym biło serduszko, rączki z maluśkimi paluszkami i nóżki beztrosko założone jedna na drugą. Jednym słowem cud natury. Lekarz wstępnie ocenił, że wszystkie parametry się zgadzają, jak na ten wiek płodowy i nie widzi niczego niepokojącego. Po badaniu jednak wygłosił długą mowę, że do wydania pisemnej opinii konieczne są wyniki testu z krwi PAPA, że te dwie metody są ze sobą ściśle powiązane i bez tego, niczego więcej od niego nie otrzymamy. Jeśli zdecydujemy się na test z krwi, on wyda ostateczną opinię i przeprowadzi konsultację telefoniczną w przypadku złych wiadomości, a jeśli opinia będzie dobra dostaniemy tylko sms-a, że wyniki są do odbioru w rejestracji. Wyszliśmy z gabinetu trochę skołowani. Pod wpływem tych manipulacji posłusznie poszliśmy opłacić i wykonać badanie z krwi (ok. 200zł). Pieniądze już wówczas się nie liczyły, chcieliśmy żeby lekarz wydał opinię – to była silna potrzeba chwili.

W ostatnim czasie staram się nastrajać bardzo optymistycznie odnośnie pozytywnego przebiegu ciąży, do tego stopnia, że ten test i oczekiwanie na wyniki nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Powtarzałam sobie kilka razy dziennie, że nasze dziecko jest zdrowe i rozwija się prawidłowo – jak mantrę. Z czasem nabrałam wiary, że tak właśnie jest. Opinia na którą czekaliśmy nie mogła tego zmienić. Dwa dni po badaniu krwi odczytałam na moim koncie internetowym wyniki. Wyszły bardzo słabo w porównaniu z podanymi tam normami, ale tak naprawdę nie wiedzieliśmy jak należy je zinterpretować, więc mimo wszystko nie traciliśmy pozytywnego ducha i czekaliśmy na telefon. Jakież było moje zdziwienie, gdy kilka dni później dostałam sms-a: „Wynik Testu FMF – niskie ryzyko wad. Do odbioru w rejestracji”. Ogarnęło nas poczucie wielkiego szczęścia i olbrzymiej ulgi. Cały dzień chodziliśmy z uśmiechami na twarzach, oszołomieni tą informacją. Odebraliśmy wyniki, faktycznie ryzyko wyszło dość małe. Jedynie ryzyko przedwczesnego porodu określono na 1 do 66, więc naprawdę muszę się oszczędzać.

Leki biorę nadal te same. Co dwa tygodnie monitoruję poziom progesteronu i estradiolu. Na razie nic nie wskazuje, abym mogła szybko odstawić Luteinę i Estrofem. Organizm jeszcze sam nie wytwarza hormonów w wystarczającej ilości.

5 komentarze:

Anonimowy pisze...

Jestem pewna, że zagrożenie przedwczesnym porodem jest u Ciebie niższe :) U mnie dodatkowe badanie szyjki pozwoliło na bardziej optymistyczną diagnozę. pozdrawiam :)

Paradise pisze...

Fajnie, że ciąża rozwija się prawidłowo :))) pozdrawiam Was mocno :*

Malwa | Nieulotne pisze...

Cieszę się, że Wasz maluszek zdrowy. U nas w pierwszej ciąży wyglądało to tak, że lekarz zlecił nam USG genetyczne i od jego wyniku uzależnił wykonanie ewentualnie kolejnych badań, np. testu PAPA. W USG wszystkie parametry wyszły dobrze, a potem się potwierdziło, że synek był zdrowy. Teraz będziemy robić badania u innego lekarza. Zobaczymy, jak podejdzie do tematu.

Cromadex pisze...

Jest zdrowy, to najważniejsze :)

Wiktoria Borys pisze...

Zdrowie jest najważniejsze, po to te wszystkie badania. Co do badania prenatalnego, to myślę nad dr Rozmus Warcholińską, która się tym profesjonalnie zajmuje.

Prześlij komentarz