17 sierpnia 2022

Ciąża po czterdziestce - czy już nie jest za późno?

Minął niemal rok od poprzedniego wpisu. Po długiej przerwie znów mam fazę na ciążę. Tym razem jest inaczej. Pierwszy raz ogarnął mnie lęk przed sukcesem. Nagle zaczęłam się zastanawiać, jak mogłoby wyglądać nasze życie, gdyby się teraz udało. 

Mam prawie 40 lat. Mąż jest młodszy, ale ostatnio ma problemy ze zdrowiem i nie jest już tak sprawny. Przybyło mi przez to obowiązków - na razie niewiele, ale z czasem jego problemy z poruszaniem mogą się pogłębić. 

Synek ma 5,5 roku. We wrześniu rozpoczyna zerówkę. Wydoroślał, choć mam wrażenie, że zawsze był bardziej poważny niż jego rówieśnicy. Jest typem intelektualisty. Można z nim porozmawiać na każdy temat, ma własne zdanie. Jest towarzyskim, uśmiechniętym dzieckiem. Z drugiej strony jest bardzo wrażliwy, nie radzi sobie jeszcze ze wszystkimi emocjami. Są chwile kiedy trudno nad nim zapanować, szczególnie gdy jest zmęczony i ma huśtawkę nastrojów. 

Odkąd wróciłam do pracy, a minęły już dwa lata, z trudem udaje mi się pogodzić liczne role w życiu prywatnym i zawodowym. Chciałabym być idealna we wszystkim, a sił i czasu wystarcza mi zaledwie na to, by być w miarę poprawną. Nie wyobrażam sobie, żeby zacząć teraz od nowa, z kolejnym dzieckiem. Przejść przez wszystkie etapy jego rozwoju, najpierw te czysto fizyczne, a potem emocjonalne i wychowawcze, stojąc jednocześnie u progu buntu nastoletniego u starszego Gagatka. Chyba robię się już za stara na to wszystko. 

Od dawna z tyłu głowy mam wyrzuty sumienia. Czy ktoś kto doświadczył niepłodności, a potem upragnionego cudu narodzin ma prawo narzekać? Może sama postawiłam sobie zbyt wysoko poprzeczkę. Skoro z takim trudem zostałam matką, to powinnam być jedną z najlepszych. Kochać, dbać, angażować się bardziej. Tak trudno jest zaakceptować zwykłą szarą codzienność: brak czasu, sił i momenty złości na dziecko. Tych pięknych, bajkowych chwil jest mało, choć mają wielką moc. 

Wizja podwójnego rodzicielstwa zaczęła mnie przerastać, mimo to nadal, gdzieś na granicy między rozsądkiem a sferą marzeń widzę blade światełko nadziei. 

5 września 2020

Niepłodność a marzenie o drugim dziecku

Dziwny czas nastał. Nie jestem w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie, kiedy miałam ostatni okres. Pewnie jakoś w pierwszej połowie miesiąca, ale kiedy dokładnie? Już dawno nie śledzę swojego cyklu, bo wiem, że naturalnie nigdy nie zajdę w ciążę, a nie chcemy już więcej podchodzić do in vitro - to wspólna decyzja, o której planuję napisać innym razem. Od tygodnia czekam na okres. Mam lekkie bóle podbrzusza i ciągle mam wrażenie, że to jest ten moment, kiedy powinnam założyć podpaskę. W mojej głowie zaczyna kiełkować zgubna myśl, która czasem powraca, że może jednak się udało... Przecież mit głosi, że do zapłodnienia wystarczy jeden plemnik. Fantazja... Od niemal dziesięciu lat kochamy się bez jakiegokolwiek zabezpieczenia. Historia o jajeczku i nasionku jest dla mnie równie abstrakcyjna, jak ta o znajdowaniu dzieci w kapuście. 

21 czerwca 2020

Po latach

Witajcie po bardzo długiej przerwie. Dzięki bliskim znajomym, którzy po latach starań o dziecko przygotowują się do pierwszego zabiegu in vitro wróciły do mnie wspomnienia sprzed lat. Chętnie przeczytałam swoje zapiski z tamtego czasu, kiedy my byliśmy na podobnym etapie życia - pełnym nadziei i niepokoju, a potem wielkiego szczęścia. 

Po skończonej lekturze kolejnych postów poczułam potrzebę, aby tu wrócić choć na chwilę i dopisać dalszy rozdział historii, który można byłoby nazwać “Rodzicielstwo”. Wprawdzie mam teraz mniej wolnego czasu z powodu niedawnego powrotu do pracy, ale może uda mi się poruszyć tu kilka tematów w tak zwanym “międzyczasie”. 

Nasz synek właśnie kończy 3,5 roku. Jest dość wysokim, szczupłym i uśmiechniętym blondynkiem. Nie widać po nim dawnego wcześniactwa, prawie o tym już nie pamiętamy.

1 sierpnia 2017

Urlop i półroczne podsumowanie

Minęło pół roku odkąd synek jest na świecie. Przez ten czas nasza rodzina przeszła prawdziwą rewolucję.

Nadal fascynuje mnie myśl, że z dwojga ludzi w jednej chwili powstaje nowe życie. Przychodzi na świat mały człowiek, rozwija się, rośnie. Jest odrębną istotą. Nasze niewinne i z pozoru nieporadne maleństwo niemal od pierwszych dni demonstruje wyraźnie zarysowany charakter indywidualisty. Doskonale wie czego chce, lubi mieć ostatnie zdanie. Nieraz słyszę od różnych lekarzy specjalistów, których wciąż odwiedzamy ze względu na jego wcześniactwo, że to mądry chłopiec.

26 maja 2017

Pierwszy Dzień Matki

Dziwnie jest nagle zacząć obchodzić święto, które od zawsze dedykowane było innej osobie - najważniejszej kobiecie mojego życia, MAMIE. Nawet nie mam pomysłu na to, jak je uczcić. Malec przecież nie jest świadomy wyjątkowości tego dnia. Wybrnął z tej sytuacji bardzo dyplomatycznie obdarzając mnie mocą swoich codziennych porannych uśmiechów, wygłaszając przy tym z przejęciem długą przemowę w swoim dźwięcznym języku. Niczego więcej mi nie potrzeba. Jestem szczęśliwa.

10 maja 2017

Wiosenne porządki

Jest prawie połowa maja. Za oknem pada śnieg. Zimni Ogrodnicy zakpili z kierowców, którzy zdążyli zmienić opony na letnie. Wiosna, jakakolwiek by nie była, zawsze nastraja optymistycznie. Niesie nadzieję, energię i potrzebę zmian. Po gorączce świątecznych i majówkowych wyjazdów nastał spokojniejszy czas, który postanowiłam dobrze wykorzystać. Okazuje się, że jeśli człowiek chce, to potrafi się lepiej zorganizować.

24 kwietnia 2017

Nowa rzeczywistość

Muszę się Wam do czegoś przyznać. To ja jakiś czas temu porzuciłam worek ze śmieciami na klatce schodowej naszego bloku. Byłam przejęta pierwszym naprawdę ciepłym dniem i tym, czy nie ubrałam dziecka na spacer zbyt grubo. Na słońcu był upał, w cieniu przenikliwy chłód, do tego wiał wiatr. Co chwilę zdejmowałam z niezadowolonego szkraba kolejne warstwy garderoby, żeby zaraz szczelniej okrywać go kocem, gdy tylko zmieniłam kierunek marszu. To było stresujące doświadczenie. Z radością wracałam do domu, gdy uświadomiłam sobie, że wychodziłam z workiem śmieci, ale do śmietnika nie dotarłam. Natknęłam się na nieszczęsny worek na klatce schodowej, w miejscu, gdzie godzinę wcześniej przygotowywałam się do wyjścia. Nie miałam wyboru, musiałam wrócić ze śmieciami do domu, bo maluch już marudził, że jest głodny. Byłam zawstydzona całą sytuacją. Miałam wielką nadzieję, że żaden sąsiad nie odkrył przede mną mojej zguby.