31 października 2016

25-26 tc. Początek trzeciego trymestru

Kilka dni temu byliśmy na kontroli u lekarza. Wyszliśmy z gabinetu pełni nadziei, że wszystko się ułoży. Przepływy w jednej z tętnic całkowicie się poprawiły, a w drugiej są na dobrej drodze. Ciśnienie krwi powoli się normuje. Czyżby te niechciane przeze mnie leki rzeczywiście działały? Oby tylko nie zaszkodziły przy tym dziecku. Podobno na tym etapie ciąży bardzo intensywnie kształtuje się mózg młodego człowieka. Pozostaje nam zaufać lekarzowi, że wie co robi. Byłam ciekawa, czy problemy z przepływami nie przyhamowały wzrostu szkraba. Badanie USG wykazało, że ma już 870 gramów, a więc znacznie podrósł przez ostatnie 2 tygodnie. Chyba robię się w ciąży bardziej emocjonalna, albo odzywa się już instynkt macierzyński, bo po raz kolejny się wzruszyłam. Poczułam wielką dumę z tego, że nasz synek tak dzielnie znosi wszelkie przeciwności losu.

Kończy się 26 tydzień ciąży, a jednocześnie drugi trymestr. Pora na kolejne podsumowanie tego, jak zmienia się nasze życie. 

Ostatnie niepokoje i chwilowa niepewność, czy przypadkiem nie trafię do szpitala wcześniej niż się tego spodziewaliśmy, wymusiły na nas konkretne kroki natury organizacyjnej. Rozpoczęliśmy poszukiwanie odpowiedniego wózka, łóżeczka, fotelika samochodowego – na razie wybraliśmy konkretne modele, na wypadek, gdyby mąż musiał je kupować sam. Faktyczne zakupy planujemy wykonywać sukcesywnie przez najbliższy miesiąc, dwa, tak aby nie obciążać jednorazowo naszego budżetu większą kwotą. Na razie kupiliśmy sporą ilość ubranek z drugiej ręki za pośrednictwem portalu aukcyjnego. Przyszła duża paczka ciuszków zawierająca wszystkie pierwsze rozmiary od narodzin do około roku, więc przez jakiś czas nie będzie trzeba się martwić, że nasza latorośl wyrasta co chwilę z kolejnych numerów. Dzieci faktycznie szybko rosną – spora część tych ubranek wygląda na nową, lub założoną zaledwie kilka razy. Zaopatrzyłam się też w koszule do szpitala i szlafrok. Czuję się pewniej mając je już w pogotowiu.

Ostatnie dni upłynęły na reorganizacji mieszkania. Zrobiłam rewolucję w szafach, tak by wygospodarować jak najwięcej wolnego miejsca na półkach dla nowego domownika. Zaplanowaliśmy też gdzie postawimy łóżeczko i gdzie będzie stał wózek. Mamy bardzo małe mieszkanie, więc poszukiwanie wolnej przestrzeni do wykorzystania jest nie lada wyczynem. Udało nam się uporządkować piwnicę. Było to ostatnie miejsce, gdzie panował zupełny chaos jeszcze po przeprowadzce, od której minął już rok. Zawsze brakowało nam czasu i ochoty, aby poukładać kartony i zakurzone sprzęty, które tam wylądowały. Teraz był na to ostatni moment. Zdaliśmy sobie sprawę, że gdy pojawi się małe dziecko będzie jeszcze trudniej się za to zabrać.

Jeśli chodzi o moje samopoczucie, to niewiele się zmieniło. Nadal nie mam objawów ciąży, może poza zgagą, która mnie czasem męczy. Ostatnio doszły bóle pleców po dłuższym schylaniu się. Szczególnych zachcianek też nie stwierdziłam. Niekiedy mam ochotę na coś słodkiego, typu domowe ciasto, albo pączki, ale zdarza się to bardzo rzadko. Brzuszek rośnie, choć wciąż jest na tyle mały, że w niczym mi nie przeszkadza. Wyrosłam z części ubrań. Musiałam zmienić spodnie, w kurtki jesienne też ledwie wchodzę. Na zimę trzeba będzie postarać się o płaszcz w większym rozmiarze. Termin porodu przypada na początek lutego, więc nie uniknę zimowych ubrań w wersji XXL. 

Od początku ciąży przybyło mi ok. 6 kilogramów, ale wydaje mi się, że bardzo tego nie widać. Może poszło to w piersi i brzuch, czyli tam gdzie miało, bo nie czuję się na razie jakoś szczególnie „duża”.

Maluch ma coraz więcej siły. Pierwsze ruchy poczułam w 21 tygodniu ciąży. Teraz młody potrafi już odczuwalnie biegać mi po brzuchu, albo rozpychać się w poprzek jednocześnie głową i nóżkami. Na razie bardziej mnie to bawi, niż przeszkadza.

Mam już za sobą dziesiątki ciążowych badań. Chyba najtrudniejszym do przejścia był test obciążenia glukozą, który miałam wykonywany niedawno. Bałam się, że nie dam rady wypić gęstej, przesłodzonej mikstury i to w dodatku na czczo. Ze zdumieniem stwierdziłam, że podany mi napój nie jest aż tak straszny w smaku, jak krąży legenda. Przypominał mi lukier, za którym w prawdzie nie przepadam, ale też nie miałam oporów, aby go wypić. Gorzej było odsiedzieć w poczekalni dwie godziny. Po godzinie miałam badanie krwi, drugie po upływie kolejnej. Bardzo mi się dłużyło, w dodatku w pewnym momencie mnie zemdliło po tych słodkościach i marzyłam, żeby wyjść i zjeść w końcu coś konkretnego, tak by żołądek mógł pracować normalnie. Na szczęście wyniki testu są dobre i nie ma już konieczności powtarzania tego badania.

Ostatnio, po dłuższych przemyśleniach i wielogodzinnym badaniu opinii publicznej, zdecydowałam w którym szpitalu chcę rodzić. Wybór nie był prosty. W moim mieście są trzy placówki przyjmujące porody i wszystkie z nich cieszą się złą sławą – na szczęście każda z innych powodów, dlatego mogłam wybrać dla siebie mniejsze zło. Potem okazało się, że w wybranym przeze mnie szpitalu pracuje mój lekarz prowadzący ciążę. Uznałam to za dobry znak. Mam nadzieję, że gdy stawię się już ze skurczami na izbie przyjęć nie okaże się, że mają już komplet miejsc i nie odeślą do innego szpitala. Tak wiele teraz widuję kobiet w ciąży, że zimą może być faktycznie gorący okres na porodówkach. 

Pozostały trzy miesiące. Nie mogę się doczekać kiedy weźmiemy w ramiona naszego szkraba. Zastanawiam się jaki on będzie. Coraz częściej śni mi się w nocy, że już jest z nami.

2 komentarze:

Malwa | Nieulotne pisze...

No widzisz, jakiego nosisz Siłacza pod sercem. Cieszę się, że wszystko dobrze i trzymam kciuki, by było tak do końca.

Wężon pisze...

Jak się czujesz po kolejnych dwóch tygodniach? Sprawdzałaś znowu te przepływy?

Bardzo dobrze, że lekarz wykrył takie zagrożenie i masz leki, które Ci pomogą.
Znajoma była w ciąży mając 21 lat. Silna, zdrowa. Na wizytach wychodziło jej trochę podwyższona ciśnienie, ale gabinet lekarski był na 3 piętrze bez windy, lekarka mówiła, że to widocznie z wysiłku, bo przecież ona ta młoda.
W 27 tc dostała stanu przedrzucawkowego i w 28 tc zrobili cesarkę. Dziecko żyje - ale przeszło dwukrotnie sepsę i inne powikłania.

Dużo lepiej wiedzieć, że jest jakieś zagrożenie, jeśli można je odsunąć.

Prześlij komentarz