23 listopada 2016

27-30 tc. Pierwszy stres przedporodowy

Mija 7 miesiąc ciąży. Spokojnie na szczęście. W krótkim czasie zaliczyłam dwie wizyty u lekarza. Wynikało to bardziej z jego nadgorliwości, niż z nagłej potrzeby. Chce mieć pod kontrolą te moje przepływy maciczne. Okazało się, że pod wpływem leków zupełnie poprawiło się ciśnienie i przepływ w jednej z tętnic, druga nadal działa nieprawidłowo, choć już trochę lepiej. Dzieciątko dużo się rusza i rośnie. W ostatnim czasie straciło trochę w stosunku do swoich rówieśników – jest jakiś tydzień różnicy w wadze. Lekarz nas uspokajał, że to jeszcze nie dużo i na razie nie trzeba się tym martwić. Wysyła nas na konsultację do innego specjalisty patologii ciąży, aby uzyskać opinię co do tego, czy nadal mam brać Theovent, czy już odstawić. Mam nadzieję, że szybko uda mi się zapisać na to dodatkowe badanie. Czekam właśnie na informację co do wolnych terminów. 

Moje dobre samopoczucie się utrzymuje. Jedyną zmorą jest ostatnio zgaga i uczucie niestrawności, które utrudniają mi zasypianie. Przez to niemal co noc muszę odczekać kilka godzin do momentu kiedy żołądek będzie wreszcie pusty, żeby spokojnie zasnąć, zanim znów poczuję się głodna. Powinnam pilnować, aby ostatni posiłek wypadał o 18:00-19:00, wtedy około północy jestem gotowa do snu. Z utrzymywaniem takiej żelaznej dyscypliny mam nieco trudności, szczególnie że każdy wieczór jest trochę inny.

Podczas bezsennych nocy staram się nie tracić czasu. Przytulona do poduszki przeglądam strony internetowe szukając rzeczowych informacji na temat kompletowania wyprawki, porodu i opieki nad niemowlęciem. Takie poszukiwania przyprawiły mnie o pierwszy stres przedporodowy. Zdałam sobie sprawę, że godzina „zero” zbliża się wielkimi krokami. Zazwyczaj kiedy kobieta decyduje się na dziecko nie zadręcza się myślami, że dziewięć miesięcy później trzeba będzie tego już dorodnego bobasa jakoś wydobyć z brzucha. Wydaje mi się, że po In vitro jest to szczególnie stresujące. Chciałabym zapewnić naszemu wyczekanemu szkrabowi maksimum bezpieczeństwa podczas porodu, a czuję już teraz, że na wiele sytuacji nie będę miała wpływu. Kiedy zaczną się skurcze życie samo napisze scenariusz. Chyba, że poruszyłabym niebo i ziemię, żeby mieć cesarskie cięcie, ale co do takiego zakończenia ciąży nie jestem przekonana. Nie będę się na pewno wzbraniać, jeśli lekarze uznają, że z jakiś medycznych powodów jest to wskazane. Teraz z perspektywy dwóch pozostałych miesięcy myślę, że zarówno poród siłami natury, jak i operacyjny ma swoje plusy i minusy. Wolałabym, aby zadecydowała konkretna sytuacja, niż chłodna kalkulacja, tak żeby niczego w przyszłości nie żałować. 

W sobotę zaczynamy uczęszczać do szkoły rodzenia (wybraliśmy wersję weekendową). Mam nadzieję, że zajęcia te dodadzą mi odwagi.

5 komentarze:

maszeruj pisze...

trafiłam tu przypadkiem, dzień dobry. trafiłam w wyjątkowym momencie. życzę powodzenia w tych końcowych tygodniach ciąży i tego, by poród był możliwie najłatwiejszy, najlepszy dla Ciebie, dla Was.

malowana kołyska pisze...

Dziękuję za wsparcie... Każde dobre słowo jest dla mnie ważne w tym pełnym niepokoju i oczekiwania czasie. Pozdrawiam :-)

Uczuciowa pisze...

Ja Ci życzę lekkiego porodu, bez komplikacji i z dużą dozą profesjonalizmu, kompetencji, wsparcia i empatii ze strony personelu. Tak jak piszesz zarówno CC, jak i SN mają plusy i minusy. Niech życie napisze najlepszy scenariusz dla Ciebie i Dzieciątka.

Malwa | Nieulotne pisze...

Jesteście już coraz bliżej finału. Doskonale rozumiem Twoje rozterki porodowe. Ja tym razem jestem zdecydowana na cesarskie cięcie, ale to ze względu na to, co nas spotkało. Nie wiem, czy to najlepsze wyjście, ale psychicznie nie czuję się na siłach urodzić naturalnie, choć sam poród wspominam jako niesamowite doświadczenie. Gdybym jeszcze kiedyś miała rodzić naturalnie, to skorzystałabym z prywatnej położnej lub douli. Zaglądam i trzymam kciuki.

Paradise pisze...

Poród zbliża się wielkimi krokami 😀już niedługo będziecie mieć maleństwo przy sobie😗😘

Prześlij komentarz