Muszę się Wam do czegoś przyznać. To ja jakiś czas temu porzuciłam worek ze śmieciami na klatce schodowej naszego bloku. Byłam przejęta pierwszym naprawdę ciepłym dniem i tym, czy nie ubrałam dziecka na spacer zbyt grubo. Na słońcu był upał, w cieniu przenikliwy chłód, do tego wiał wiatr. Co chwilę zdejmowałam z niezadowolonego szkraba kolejne warstwy garderoby, żeby zaraz szczelniej okrywać go kocem, gdy tylko zmieniłam kierunek marszu. To było stresujące doświadczenie. Z radością wracałam do domu, gdy uświadomiłam sobie, że wychodziłam z workiem śmieci, ale do śmietnika nie dotarłam. Natknęłam się na nieszczęsny worek na klatce schodowej, w miejscu, gdzie godzinę wcześniej przygotowywałam się do wyjścia. Nie miałam wyboru, musiałam wrócić ze śmieciami do domu, bo maluch już marudził, że jest głodny. Byłam zawstydzona całą sytuacją. Miałam wielką nadzieję, że żaden sąsiad nie odkrył przede mną mojej zguby.
Przy dziecku super zorganizowane dotąd osoby poczują nieraz gorycz porażki, a te zupełnie chaotyczne muszą wreszcie stać się choć trochę uporządkowane. U mnie wszystko się wymieszało. W kwestiach, w których świetnie dawałam sobie radę teraz się gubię, wiele czynności rozpoczynam i nie mogę skończyć, np. pranie, prasowanie, gotowanie – w tym ostatnim przypadku niemal zupełnie przeszłam na „gotowce”. Mieszkanie wygląda często jak po wojnie oblężniczej. W sprawach, które nigdy nie były moją mocną stroną jestem obecnie zaskakująco przykładna, np. punktualność opracowałam do perfekcji, podobnie czas pakowania całej rodziny na kilkudniowy wyjazd nagle skrócił się o kilka godzin. Wiem już, że jeśli maksymalnie nie skupię się na tych czynnościach, będę się wybierać „jak sójka za morze”.
Jestem na etapie przeorganizowywania mojego świata. Zdarzają się dni, gdy mam wrażenie, że opanowałam sytuację, żeby przez kilka kolejnych uświadamiać sobie, że byłam w błędzie.
Tymczasem nasz synek kończy czwarty miesiąc. Po wcześniactwie nie widać już śladu. „Wyciągnął się” tak, że za jakieś trzy tygodnie przestanie mieścić się w gondoli wózka, przy tym nabrał ciała (waży ok. 6 kg). Biedak nadal ma kolki i ulewa, przez co bywa bardzo marudny. Coraz częściej zdarzają się jednak chwile, gdy nic mu nie dolega. Wtedy jest przemiłym, pogodnym dzieckiem, ciekawie rozglądającym się wokół, rozdającym uśmiechy. Jest kochający i kochany. Nasz świat stanął przez niego na głowie, jednak życie nabrało teraz głębszego sensu.
0 komentarze:
Prześlij komentarz