8 marca 2017

Szkoła przetrwania

Od kiedy przywieźliśmy synka do domu zostaliśmy rzuceni na „głęboką wodę”. Zastanawialiśmy się, czy sobie poradzimy. W głowie brzmiały mi słowa położnej, która pomagała nam wyprawić malucha: „przekazujemy Państwu dziecko w bardzo dobrym stanie…”, tu urwała dalszą część wypowiedzi, która zapewne miała odwoływać się do naszego braku kompetencji i obaw przed szybkim powrotem zabiedzonego dziecka do szpitala. To przynajmniej dało się odczytać z jej miny. Nic więc dziwnego, że postawiłam sobie za punkt honoru, że dam radę, choćby nie wiem co się działo. 

Pierwszy tydzień był jak „bułka z masłem”. Sztywno trzymaliśmy się zaleceń szpitalnych, czynności pielęgnacyjne przy małym nie sprawiały nam większego problemu, a on tylko spał, jadł i brudził pieluchy i tak w kółko. Można było przy tym wpaść w rytm i o dziwo miałam jeszcze mnóstwo czasu na zajmowanie się domem. Udało mi się nawet wyprać oraz wyprasować wszystkie firany i zasłony (nie zdążyliśmy z tym przed Świętami). Ten tydzień był czymś w rodzaju „szczęścia początkującego”. Czysty fart.

Mam wrażenie, że od tych pierwszych dni minęły lata świetlne. Dalej nie było już tak różowo. Najpierw maluch złapał katar, od którego aż się dusił, gdy opanowaliśmy sytuację pojawiły się silne kolki, do tego ulewanie i problemy z wypróżnianiem. Wszystko to okupione było niekończącym się płaczem, przy czym dni zlewały się z nocą, a jedno karmienie przechodziło w kolejne, z krótką, niespełna godzinną przerwą na sen. Dzielnie znosiłam te niedogodności. Liczyłam przy tym w duchu każdy mijający dzień. Przepełniała mnie radość i duma, że wspomniana położna nie miała racji. Po pięćdziesiątym dniu straciłam rachubę. Nie czułam już potrzeby, aby dalej sobie coś udowadniać.

W związku z tym, że mały przyszedł na świat przed czasem, do wyżej wymienionych atrakcji doszły jeszcze uciążliwe pielgrzymki po lekarzach specjalistach, aby wykluczyć powikłania wcześniacze. Na początku wyglądało to całkiem niewinnie. Do wypisu ze szpitala dołączonych było pięć skierowań: do neonatologa, neurologa, okulisty, audiologa i poradni rehabilitacyjnej. Wspomniano tam też o konieczności skontaktowania się ze specjalnym ośrodkiem dla niemowląt, który ma jeszcze rzeszę innych specjalistów. Udało mi się zarejestrować wizyty i już tydzień po wyjściu ze szpitala rozpoczęliśmy odwiedziny w kolejnych poradniach. Mroźna i śnieżna pogoda nas nie rozpieszczała. Nie przypuszczałam wtedy, że każda wizyta rodzić będzie kolejne kontrole. Pediatra, do którego poszliśmy na wizytę patronażową dołożył jeszcze swoje pomysły. Zaczęłam prowadzić terminarz, bo z tygodnia na tydzień brakowało już wolnych dni, a czasem mieliśmy i po dwie kontrole z tą samą datą. Na szczęście maluch dzielnie zniósł te wycieczki. Jazda w wózku i świeże powietrze pozwalały mu zapomnieć na chwilę o codziennych dolegliwościach. 

Minęły dwa miesiące. Wreszcie mamy trochę czasu dla siebie. Częstotliwość wizyt znacznie się zmniejszyła. Mały poznaje znaczenie słowa rutyna, która podobno jest tak istotna dla prawidłowego rozwoju najmłodszych. Na szczęście wszystkie wizyty kontrolne i badania okazały się być formalnością. Synkowi nic nie dolega, poza stwierdzoną asymetrią ułożenia ciała i problemami z odwodzeniem w biodrze jednej nóżki. Chodzimy w związku z tym na rehabilitację i są już pierwsze efekty.

Na razie rodzicielstwo okazuje się trudnym tematem, jednak wystarczy pochylić się nad śpiącym w łóżeczku małym ciałkiem, czy spojrzeć podczas karmienia w pełne ufności oczy, albo dostrzec pierwszy nieporadny uśmiech, aby westchnąć „jaki on jest piękny” i zapomnieć o Bożym Świecie.

4 komentarze:

Marysia|Ból czekania pisze...

Jak dobrze że z maluszkiem wszystko ok 😀 nie oceniaj się zbyt surowo, na pewno jesteś wspaniałą matką 😊
Uściski 😙

Malwa | Nieulotne pisze...

Jak dobrze Cię rozumiem. Niby w teorii człowiek wiedział, że te początki z maluchem są wymagające, ale w praktyce wygląda to inaczej :) U nas też trafiło się kilka wyczerpujących dni, ale czujemy się w tym wszystkim coraz pewniej. Pozdrawiamy serdecznie!

Anonimowy pisze...

Hej trafiłam na twojego bloga dzięki uprzejmości jednej z nas z bloga Izy krótki.blog.pl
Gratuluję dotrwania do końca z happy endem. Niestety u mnie zdjagnozowano nieprawidłowe przepływy i załamałam się maksymalnie, czy mogłabym cie prosić o kontakty by przybliżyć mi tę kweste i jak sobie z tym poradzić? Pozdrawiam malibuuu

malowana kołyska pisze...

Hej Malibuuu :) Przepraszam, że odpowiadam na Twój komentarz dopiero teraz. Przez świąteczny wyjazd miałam "urwanie głowy" i nie zaglądałam na bloga. Problem nieprawidłowych przepływów jest bardzo poważny, o czym się przekonałam. Jak się już pewnie zorientowałaś miałam nagłą cesarkę w 35 tygodniu. Na wypisie ze szpitala wpisano jako powód "zagrażającą zamartwicę wewnątrzmaciczną płodu". Na szczęście nieprawidłowe przepływy były u mnie dość wcześnie zdiagnozowane, a mój lekarz prowadzący od razu zareagował przepisując leki i kontrolując sytuację przy każdej wizycie. Co do leków jakie brałam, znajdziesz wszystko w postach. Miałam też dwie konsultacje u innych lekarzy wyspecjalizowanych w patologii ciąży, aby sprawdzić jak poważny był mój stan. Z kolei w szpitalu, gdzie byłam od 22 tygodnia zbagatelizowano mój przypadek, nie zrobiono mi dokładnych badań i wypisano twierdząc, że diagnoza z jaką mnie przyjęto nie potwierdziła się. Ta opieszałość szpitalnych lekarzy najbardziej mnie przerażała, bo miałam pewność, że "na zewnątrz" szybciej dopilnowałabym wszystkich badań. Dobrze, że mój lekarz miał rękę na pulsie i błyskawicznie zareagował. Gdyby nie on, nie wiem jak by się to wszystko skończyło. Już po porodzie pytałam go, czy jest duże prawdopodobieństwo, że taka sytuacja mogłaby się powtórzyć w przypadku kolejnej ciąży. Powiedział, że paradoksalnie problem złych przepływów w następnych ciążach nie jest już tak duży, bo podobno organizm kobiety lepiej reaguje.

Myślę, że powinnaś wyczuć, czy Twój lekarz przejął się tematem. Powinien sprawdzać często przepływy w tętnicach macicznych i w mózgu dziecka, obserwować przyrost wagi maleństwa i reagować. W razie wątpliwości zawsze możesz pójść na konsultacje do innego lekarza, żeby sprawdzić, czy Twój się nie myli. Ja prowadziłam ciążę w Trójmieście. Gdybyś szukała konkretnych nazwisk lekarzy z tej części Polski, lub miała bardziej szczegółowe pytania napisz do mnie na adres: malowanakolyska@gmail.com

Życzę Tobie i Maluszkowi dużo zdrowia, żeby rósł i wytrzymał w brzuchu jak najdłużej. Trzymam za Was kciuki. :)

Prześlij komentarz