31 grudnia 2016

Pierwsze chwile macierzyństwa

Czy można przygotować się do macierzyństwa? Pytanie to nadal mi chodzi po głowie. Moje macierzyństwo spadło na mnie nagle. W jednej chwili byłam pod obserwacją na KTG będąc pod koniec 8 miesiąca ciąży, 15 minut później leżałam już na stole operacyjnym. Powtarzałam sobie wtedy w duchu, że tak musi być, że to jedyne dobre rozwiązanie i że muszę być dzielna. Tej dzielności potrzeba było dużo.

Na sali z trudem powstrzymywałam się od płaczu, jedynie w kącikach oczu pojawiały mi się strużki łez. Anestezjolog wydawala instrukcje dotyczące znieczulenia, by w chwilę później wbić się w mój kręgosłup - nie raz, ale trzy razy. Usłyszałam, że jest jakiś problem z wprowadzeniem środka znieczulającego. Obawiałam się kolejnych prób, już dosyć bolało. Udało się, poczułam odrętwienie, a potem bezwład dolnej części ciała. Zaciągnięto kotarkę, bym nie widziała przebiegu operacji. Miła pani anestezjolog uprzedziła mnie, że będzie trochę szarpania brzucha. Szarpanie faktycznie było silne, nigdy nie doświadczyłam czegoś tak nieludzkiego, jak brutalne grzebanie w brzuchu. Usłyszałam płacz dziecka, mignęło mi przed oczami blade ciałko. Potem dalej mieszano mi w brzuchu, by wreszcie zacząć zszywać. Trwało to bardzo długo. W tym czasie przyniesiono mi maleństwo zawinięte w ciepły kokonik. Mogłam mu dać jedynie buziaka, po czym zabrano je na obserwację.

Przewieziono mnie na salę pooperacyjną. Minęły długie godziny zanim mogłam wstać, długo czułam skutki znieczulenia. Po silnych lekach przeciwbólowych nic szczególnego mi nie dolegało. Męczyło mnie jedynie wielkie oszołomienie, że nie jestem już w ciąży, że nie ma przy mnie dziecka, co wiecej, przez kilkanaście godzin nie mogę go nawet zobaczyć. Wiedziałam, że jest w dobrym stanie i pod świetną opieką, ale martwiłam się, czy nie jest wystraszone i czy nie czuje się osamotnione.

Bliżej północy pozwolono mi wreszcie wstać, ucieszyłam się, bo zaraz potem zawieziono mnie na wózku do małego. Znów miałam łzy w oczach, gdy zobaczyłam tą bezbronną maluśką osóbkę, wykrzywiającą twarz w różnych niekontrolowanych grymasach i gdy usłyszałam płacz przypominający raczej ciche zawodzenie małego kotka. Pogłaskałam synka po odsłoniętych pleckach, poczułam niemal wszystkie kosteczki. Uspokoił się i zasnął. Cud natury. Chyba każda matka uważa, że jej dziecko jest najpiekniejsze na Świecie, ja też to poczułam - zachwyt i dumę, jednocześnie wielki niepokój o jego zdrowie.

5 komentarze:

MegiW pisze...

Gratuluję szczęśliwym rodzicom i życzę dużo zdrówka dla maluszka: ))

Wężon pisze...

Gratuluję!! W tak wysokim tygodniu dziecku jest bezpieczniej na zewnątrz, niż ze słabymi przepływami i słabnącym tętnem.
Niech Tymon teraz szybko przybiera i niech Was wypuszczają. Może już jesteście w domu?

Mnie z zupełnego zaskoczenia odeszły wody w 25 tc. Ciąża była kompletnie bezproblemowa, a wody odeszły godzinę po wyjściu z wizyty kontrolnej.
Udało się wytrzymać jeszcze 9 dni, które uratowały życie mojej córce, i w 27 tc miałam pilną cesarkę. Na szczęście w narkozie, bo nie chciałabym tego czuć wszystkiego. Urodziła się mając 980 g, jak miała 1860 g, po dwóch miesiącach, to już nas wypuścili ze szpitala.

Paradise pisze...

Gratuluję bardzo 😄to musi być cudowne uczucie😃

Marysia|Ból czekania pisze...

Hej Kochani :) jesteście już w domu?

malowana kołyska pisze...

Dziękuję raz jeszcze za wszystkie gratulacje. Od kilku dni jesteśmy już razem w domu. Niedługo opiszę jak to było. Chwilowo opieka nad potomkiem zajmuje mi niemal cały czas, więc trudno mi wygospodarować chwilę na pisanie postów.

PS. "Wężon" poruszyła mnie Twoja historia. Jakie to szczęście, że Twój poród w 27 tygodniu tak dobrze się skończył. Życzę dużo zdrowia dla Twojej córeczki. Jestem pełna podziwu dla wcześniaków, że potrafią tak dzielnie walczyć o życie. :-)

Prześlij komentarz