Nie obyło się bez nerwów jeszcze we wtorek. Musiałam być zmęczona przygotowaniami, ale też już trochę zestresowana. Wybuchłam w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy wieczorem miałam sobie podać Betadine w globulkach dopochwowych, specyfik, który ma w składzie jod do wyjałowienia wnętrza przed zabiegiem. Miałam już do czynienia z tym paskudztwem przed poprzednią punkcją jajników, dlatego wiedziałam co mnie czeka. Po podaniu substancja z postaci stałej zamienia się w ciemnożółtą ciecz, strasznie przy tym brudzi, tak że podpaska nie daje rady. Podaje się to na noc. Zaspana próbowałam skompletować sobie jakiś „zestaw przetrwania” złożony ze starej pidżamy i nieużywanego już grubego prześcieradła. Jednocześnie rosło we mnie silne poczucie niesprawiedliwości, że nie mogę wyspać się spokojnie przez dwie kolejne noce. Oberwało się mężowi, nieświadomemu ogromu mojej wściekłości. Rosomak byłby uznany przy mnie za aniołka. Mąż ucierpiał niesłusznie, a cała akcja była oczywiście bez sensu, bo kiedy już wykrzyczałam wszystkie swoje żale, potulnie poszłam do łazienki i wzięłam lek.
Najgorsze było to, że urażony mąż się obraził i odmówił dalszej współpracy. W konsekwencji poszłam spać zapłakana i rano szlochałam dalej w komunikacji miejskiej jadąc ostatniego dnia przed urlopem do pracy. Ludzie dziwnie mi się przyglądali. Cały optymizm, o który od dłuższego czasu walczyłam u siebie i u niego stanął pod wielkim znakiem zapytania. Na szczęście do południa wyjaśniliśmy sobie nieporozumienia i nadal byliśmy w jednej drużynie. Mogłam teraz spokojnie zakończyć etap przygotowań.
Biorę teraz antybiotyk, pewnie aby zapobiec ewentualnym zakażeniom i globulki Betadine na noc, do tego Inofolic. Na zabieg przygotowałam koszulę nocną, klapki i skarpetki według zalecenia.
O przebiegu punkcji napiszę w kolejnym poście. Teraz będę miała na pisanie dużo czasu.
0 komentarze:
Prześlij komentarz