W poniedziałek byłam na kolejnej wizycie kontrolnej. Stymulacja zakończona. Pęcherzyki dojrzały wystarczająco, aby je pobrać. Zdziwiłam się, bo tym razem lekarz naliczył ich 9, choć wcześniej wyszło mu 12. Pomyślałam, że dobre i to. Termin zabiegu pick-up, czyli punkcji jajników został wyznaczony na czwartek. We wtorek wieczorem miałam wziąć zastrzyk z Pregnylu. To lek, który wywołuje owulację w ciągu 48 godzin od podania, dlatego musiałam go przyjąć odpowiednio wcześnie przed zabiegiem, z dokładnością co do godziny. U mnie wypadło to o 20:20.
Tak jak i przy poprzedniej procedurze In vitro, tak i tym razem podanie Pregnylu było dla nas sporym wydarzeniem. Odliczaliśmy czas z zegarkiem w ręku. Mąż pieczołowicie przygotował roztwór mieszając kilka ampułek. Potem nałożył na strzykawkę właściwą igłę, którą miał mi podać ten specyfik. To już nie była symboliczna igiełka jak przy Gonapeptylu, czy Menopurze. Jak dla mnie była ona wielkości cerówki. Zacisnęłam zęby, myśląc: „Raz kozie śmierć”. O dziwo nie bolało – na coś się przydała fałdka tłuszczyku, jaka ostatnio pojawiła się na moim brzuchu. Od tego momentu nastąpiło odliczanie do godziny zero. Teraz priorytetem stało się uporządkowanie zadań w pracy przed dwutygodniowym urlopem, uzupełnienie zapasów w lodówce, zrobienie prania na zapas i wysprzątanie mieszkania. Sporo obowiązków jak na dwa dni, ale przynajmniej nie miałam czasu się stresować samym zabiegiem.
W pracy w tych dniach panowały mieszane nastroje. Zarówno moja koleżanka zza biurka, jak i przełożona, które jako jedyne wiedziały co się święci, raz cieszyły się z szansy jaką daje mi ten zabieg i faktycznie życzliwie starały się mnie wesprzeć okazując zainteresowanie i zrozumienie, innym razem widziałam, że martwią się sytuacją, z jaką przyjdzie im się zmierzyć podczas mojej nieobecności - z ogromem pracy jaka na nich spadnie, szczególnie, że zbliża się sezon urlopowy. Cieszę się, że wtajemniczyłam te osoby, przynajmniej mam czyste sumienie, a i one są w stosunku do mnie pozytywnie nastawione.
Zaczyna się prawdziwa lekomania. W poniedziałek wyszłam z apteki z siatką pełną leków, prawie jak 70-letnia staruszka. Pregnyl zakończył stymulację. Od dziś mam brać antybiotyk, a także cudo o nazwie Betadine, ale o tym w kolejnym wpisie. Kwas foliowy i witaminki to już podstawa.
2 komentarze:
Powodzenia dziś!!! Zaciskam kciuki:) Kto wie, może jednak będzie tuzin;)
Dziękuję za słowa otuchy :) Każda para trzymanych kciuków jest na wagę złota. Jutro napiszę jak poszło.
Prześlij komentarz