29 kwietnia 2016

Dzień 19. i 20. Kosmetyki bezzapachowe cz. 2

Te dni poświęciłam na bieganie po sklepach. Poszukiwania kosmetyków bezzapachowych okazały się trudniejsze niż myślałam. W sprzedaży jest dość dużo preparatów hipoalergicznych bez silikonów, parabenów, sztucznych barwników, ale większość z nich zawiera substancje zapachowe, niektóre nawet dość intensywne. Jedynie na trzech produktach (mydło, krem i antyperspirant) znalazłam informację o braku kompozycji zapachowej. 

27 kwietnia 2016

Dzień 17. i 18. Wizyta kontrolna.

Wczoraj byliśmy na kontroli w klinice. Wizyta wypadła o późnej, wieczornej porze, dzięki czemu nie kolidowała z pracą. Lekarz przyjmował z opóźnieniem i przed nami były jeszcze dwie pary, mimo iż według zegara wypadała nasza kolej. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tego, że swoje trzeba tu odsiedzieć. Wchodząc do gabinetu zdałam sobie sprawę, że przed nami było w nim tego dnia wiele par, każda przyszła ze swoją historią. Pomyślałam, że lekarz musi być już tym wszystkim zmęczony. Faktycznie takie sprawiał wrażenie. Wizyta była krótka i konkretna. Szybkie USG, skwitowane jednym zdaniem: „Świetnie, możemy zaczynać”. Dalej uzupełnianie naszej karty i wydawanie recept oraz zaleceń na kolejne 1,5 tygodnia.

24 kwietnia 2016

Dzień 15. i 16. Zawirowania rodzinne.

Teściowa to przedziwna instytucja. Choćby jeszcze jakiś czas po ślubie wydawała się w porządku, to prędzej, czy później zięć, lub synowa coś na nią znajdą. Nieuchronnie stanie się teściową rodem z kawałów, nazywaną również „Twoją Matką”.

Moja mama jakiś czas temu telefonicznie zapowiedziała swoją wizytę na ten weekend. Zapytała, czy nie mamy nic przeciwko. Mój mąż domyślając się o co chodzi wymownie wywrócił oczami. Ta mina mówiła wszystko. „Oczywiście Mamuniu, będziemy zachwyceni” – wyszczebiotałam do słuchawki, niewzruszona jego teatralnymi gestami. Wiedziałam jednak co się święci. Od jakiegoś czasu mąż jest uczulony na swoją teściową.

23 kwietnia 2016

Dzień 13. i 14. Kosmetyki bezzapachowe.

Może pomyślicie, że to już jakiś obłęd. Ostatnie popołudnia spędziłam na bieganiu po drogeriach. Postanowiłam przerzucić się na bezzapachowe kosmetyki w cyklu, w którym będę miała zabieg. Istnieje teoria, według której w czasie punkcji i transferu nie należy używać kosmetyków o intensywnym zapachu, ponieważ opary substancji zapachowych stosowanych do produkcji kosmetyków mają niekorzystny wpływ na bardzo wrażliwe komórki jajowe i zarodki. Nie wiem ile w tym prawdy. Nie natknęłam się w sieci na żadne publikacje naukowe na ten temat, ani wypowiedzi lekarzy. Krąży jedynie taki mit.

20 kwietnia 2016

Dzień 12. Suplementy diety.

Dziś postanowiliśmy zadbać o nasze zdrowie, by pomóc naturze. Od jakiegoś czasu nosiliśmy się z zamiarem kupna suplementu diety dla mężczyzn o nazwie FertilMan Plus. Problemem była dostępność (do nabycia tylko w wybranych aptekach, w innych po wcześniejszym zamówieniu, o ile specyfik ten jest akurat w danej hurtowni) oraz cena (ponad 160zł za opakowanie, które starcza na miesiąc). Tym razem poszliśmy na całość i ustaliliśmy, że jeśli istnieje choćby najmniejsza szansa wzmocnienia plemników, to cena jest nieistotna. 

19 kwietnia 2016

Dzień 10. i 11. Ostateczna konfrontacja w pracy.

Powiedziałam wczoraj o zabiegu przełożonej, kiedy pod koniec pracy zostałyśmy same. Nie wiedziałam jak zacząć, wiec wypaliłam prosto z mostu: "w maju będę miała in vitro". "Co?" zdołała wymamrotać. Powtórzyłam to zdanie. Zza biurka spoglądała na mnie para nienaturalnie wytrzeszczonych oczu, osadzonych na zupełnie nieruchomej twarzy. Cisza... Zaczęłam więc recytować swoją kwestię, starając się intonować tak, żeby nie wyczuła ile razy powtarzałam ją wcześniej w głowie. Jakoś poszło, ale było sztywno, niezręcznie i krótko. Na koniec poprosiłam o dyskrecję. Obiecała, że zachowa to tylko dla siebie, po czym rozeszłyśmy się do swoich spraw i dalej rozmawiałyśmy już tylko o przysłowiowej pogodzie. 

17 kwietnia 2016

Dzień 8. i 9. Wampiriada.


Wczoraj korzystając z wolnego dnia wybrałam się na zlecone badania z krwi. Sporo tego było, m. in. morfologia, choroby typu HIV, chlamydia, toksoplazmoza. Wydawało mi się, że cudnie byłoby zrobić wszystko naraz, za „jednym kłuciem”. Na miejscu okazało się, że trzeba pobrać 12 probówek. Wow… trochę mnie zamurowało. Zaczęła się niezła jazda. Przy czwartej probówce zrobiło mi się trochę duszno i gorąco, przy piątej krew leciała coraz wolniej, a przy szóstej ledwo kapała. Zaproponowałam drugą rękę i w chwilę później pielęgniarka się do niej przyssała. Upuszczanie krwi zakończyło się powodzeniem, zniosłam je dzielnie. W nagrodę za trudy dostałam reprymendę od męża, który czekał na zewnątrz i okrutnie się wynudził. Okazało się, że spędziłam w zabiegowym aż 20 minut.  

15 kwietnia 2016

Dzień 7. Zwierzenia.

Dziś od rana byłam zdenerwowana. Umówiłam się na kawę z koleżanką zza biurka zaraz po pracy. Zauważyła, że ostatnio jestem kłębkiem nerwów, a ja podchwyciłam temat i poprosiłam o spotkanie. Była zaskoczona kiedy jej powiedziałam o naszych problemach i zbliżającym się zabiegu. Było jej dość głupio, bo to ona zazwyczaj inicjowała wszystkie tematy o dzieciach, dopytywała się kiedy planujemy i żartowała „wciskając mi dziecko w brzuch”. Inne dziewczyny zwykle jej wtórowały. Ja w takich sytuacjach ucinałam insynuacje rzucając na odczepnego, że mam jeszcze czas, albo że to nie dla mnie, itp. 

14 kwietnia 2016

Dzień 5. i 6. Motywacja do działania.

Postanowiłam wreszcie wziąć się za siebie, by wyjść z impasu. Najpierw wypadałoby nastroić się bardziej optymistycznie.

Trochę rozmyślałam i dotarło do mnie, że przez taki marudny nastrój mogę wszystko zniweczyć, a przecież jest o co walczyć. Długo czekaliśmy na kolejną szansę, co więcej obecna stymulacja jest jak na razie ostatnią. Projekt ministerialny kończy się za dwa miesiące. Akurat zdążymy przejść dwa transfery. Potem, w razie niepowodzenia, za kolejne zabiegi trzeba będzie płacić z własnej kieszeni, a mowa tu o kilkunastu tysiącach złotych. Kwota zawrotna, szczególnie w obliczu niedawno wziętego kredytu na mieszkanie i nieuchronnej konieczności zmiany sypiącego się samochodu. 

12 kwietnia 2016

Dzień 4. Moja decyzja.

Od wczoraj mam burzę mózgu. Muszę w końcu podjąć jakąś decyzję. 

Postanowiłam podejść do sprawy bardziej racjonalnie i przeprowadziłam badanie opinii publicznej. Poszperałam na wszelkich możliwych forach, aby dowiedzieć się jak poradziły sobie z tym inne dziewczyny. 

Oto rezultaty:
80% osób odradzało ujawnianie takich informacji w miejscu pracy. Były to zarówno osoby, które idąc za głosem rozsądku nigdy by tego nie zrobiły, jak i takie, które mają to za sobą i żałują (najbardziej szaloną radą tych kobiet była ta, żeby wymyślić sobie jakąś przewlekłą, mało interesującą chorobę i nią usprawiedliwiać się za każdym razem, gdy trzeba wyrwać się z pracy). 

11 kwietnia 2016

Dzień 3. Dylemat. Czy powiedzieć w pracy?

Dziwny czas. Rozum podpowiada mi, że powinnam zacząć przygotowania do wyczekiwanego zabiegu: nastroić się optymistycznie, dobrze się odżywiać, nabrać kondycji fizycznej i odporności przed zarazą szerzącą się ostatnio w komunikacji miejskiej. Tymczasem wbrew rozsądkowi nie potrafię się cieszyć. Chodzę zestresowana i maksymalnie rozdrażniona, to znów apatyczna. Co ciekawe, to nie sam zabieg tak mnie stresuje, ale jego otoczka. Dotąd w pracy nie powiedziałam nikomu o naszych problemach, leczeniu, o planowanym zabiegu. Przez te ostatnie lata udawało mi się utrzymać sprawę w tajemnicy.

10 kwietnia 2016

Dzień 2. Burzowa pogoda. Jak utrzymać nerwy na wodzy?

Dziś obudziłam się w podłym humorze. Właściwie z muchami w nosie położyłam się już spać. Mój mąż nauczony doświadczeniem dwóch poprzednich dni, od samego rana obchodził się ze mną jak z niewypałem, który w każdej chwili mógł się uaktywnić. Pilnował aby jakikolwiek gest, spojrzenie, ton głosu nie był nazbyt dosadny, czy natarczywy. Ja z kolei w niemal teatralny sposób próbowałam odegrać rolę spokojnej, życzliwej żony. Udało mi się i dzień minął bez niepotrzebnych nieporozumień. Takie pohamowywanie negatywnych emocji okazało się bardzo wyczerpujące, ale o tyle skuteczne, że w końcu przeszła mi złość i czarna rozpacz. Jestem jednak zdania, że stłumione uczucia prędzej, czy później wracają i to z podwójną siłą.

9 kwietnia 2016

Dzień 1. Będzie się działo.

Właśnie wzięłam pierwszą tabletkę antykoncepcyjną. Będę przyjmować po jednej codziennie, o stałej porze. Przez miesiąc. Zapowiada się chwila wytchnienia. Wróci spontaniczny seks, niezależny od dnia cyklu. Nie zajdę przecież teraz w ciążę – prawdopodobieństwo jest niemal równe zeru. Nie muszę więc wsłuchiwać się w mowę ciała, obserwować, czy jestem jakoś szczególnie senna, czy piersi bolą bardziej niż zwykle, czy są „tkliwe” i jak w ogóle określić stopień „tkliwości”. Swoją drogą w ciągu kilku ostatnich lat miałam już chyba wszystkie możliwe objawy ciąży - stałam się tak skrupulatną obserwatorką własnego ciała.

Zaskakujące jest to, że kobiety biorą pigułki żeby się uchronić przed ciążą, a ja wręcz przeciwnie, żeby w końcu w nią zajść. Tak zaczyna się nasza droga wiodąca przez in vitro.

Pechowo od wczoraj jestem przeziębiona. Trochę mnie to martwi, bo nie chcę się teraz rozłożyć – to nie jest dobry czas na gorączkę, smarkanie i antybiotyki.