Teściowa to przedziwna instytucja. Choćby jeszcze jakiś czas po ślubie wydawała się w porządku, to prędzej, czy później zięć, lub synowa coś na nią znajdą. Nieuchronnie stanie się teściową rodem z kawałów, nazywaną również „Twoją Matką”.
Moja mama jakiś czas temu telefonicznie zapowiedziała swoją wizytę na ten weekend. Zapytała, czy nie mamy nic przeciwko. Mój mąż domyślając się o co chodzi wymownie wywrócił oczami. Ta mina mówiła wszystko. „Oczywiście Mamuniu, będziemy zachwyceni” – wyszczebiotałam do słuchawki, niewzruszona jego teatralnymi gestami. Wiedziałam jednak co się święci. Od jakiegoś czasu mąż jest uczulony na swoją teściową.
Wtajemniczyliśmy moją mamę tuż po ślubie w nasze problemy z niepłodnością. Postanowiliśmy jej powiedzieć, bo coraz częściej wspominała, jak bardzo ucieszyłaby się z wnuka. Chcieliśmy ją uprzedzić, by nie robiła sobie wielkich nadziei. My zaś pragnęliśmy mieć wreszcie spokój od wygłaszanych insynuacji. Wysłuchała nas, zrozumiała w czym rzecz i okazała współczucie. Interesowała się procedurą In vitro, którą przechodziliśmy, trzymała kciuki i żałowała razem z nami, kiedy się nie udało. Potem mieliśmy przymusową półroczną przerwę w staraniach. W tym czasie okazało się, że mój brat i jego dziewczyna, którzy są w długoletnim związku, zmajstrowali dziecko. Mój braciszek, który do tej pory zapatrzony był jedynie na czubek własnego nosa, wiodący iście kawalerski żywot, mimo bycia w związku, nagle stał się rodzinny, troskliwy i podekscytowany przyszłym ojcostwem. Nasza mama nagle odżyła, podbudowana nową nadzieją, że zostanie babcią i to z nieoczekiwanej dotąd strony. Ma nas jedynie dwoje, więc szansa na posiadanie wnucząt jest ograniczona. Możecie wyobrazić sobie jej radość. Wszystko było dobrze póki cieszyła się na odległość, do czasu feralnej wizyty kilka miesięcy temu. Przyjechała do nas wprost od mojego brata i jego dziewczyny. Cała promieniała opowiadając o ich życiu, mieszkaniu, rosnącym brzuszku. Mój mąż natomiast gasł z każdym jej słowem. Bardzo emocjonalnie do tego podszedł. Mi też było trudno słuchać tych ekscytacji w obliczu naszego problemu, ale w głębi duszy potrafiłam ją zrozumieć, jak kobieta kobietę. Znany mi jest już dławiący ból niezaspokojonego instynktu macierzyńskiego. Domyślam się, że podobnie silny może być instynkt związany z potrzebą posiadania wnuków.
Mama wyjechała, pozostał niesmak i konsternacja. Mąż się do niej uprzedził, na amen. Próbowałam ją wytłumaczyć, że kobieta ma już pewny wiek i swoje dziwactwa, że nie zachowywała się tak umyślnie, ale nie zdawała sobie sprawy ,że może nas tym urazić. Trudno jest patrzeć jak dwie osoby, które darzę głębokim uczuciem, dzielą nieporozumienia. Nawet zastanawiałam się, czy może delikatnie z nią porozmawiać, zasugerować żeby była nieco bardziej powściągliwa. Zrozumiałam jednak, że nie możemy, będąc zaślepieni własnym nieszczęściem, odbierać innym prawa do okazywania radości z zaspokojenia podstawowych potrzeb emocjonalnych.
Teraz mama znów przyjechała na weekend. Obawiałam się tej wizyty i konfrontacji. Byłam jednak mile zaskoczona, gdyż nastąpił nieoczekiwany przełom. Dwa dni minęły w spokojnej, przyjaznej atmosferze. Tematyka rozmów była zróżnicowana. Wszyscy byli dla siebie mili, jak dawniej. Konflikt wydaje się być zażegnany.
Jestem dumna z męża, że okazał się wyrozumiały i potrafił nabrać do sprawy potrzebnego dystansu. Mam nadzieję, że zgoda w rodzinie utrzyma się również wtedy, gdy na świat przyjdzie bratanica. To będzie dopiero wyzwanie.
Medykamenty: Ovulastan, Inofolic. Jutro kontrolna wizyta u lekarza. Ciekawe co dalej.
0 komentarze:
Prześlij komentarz