Może pomyślicie, że to już jakiś obłęd. Ostatnie popołudnia spędziłam na bieganiu po drogeriach. Postanowiłam przerzucić się na bezzapachowe kosmetyki w cyklu, w którym będę miała zabieg. Istnieje teoria, według której w czasie punkcji i transferu nie należy używać kosmetyków o intensywnym zapachu, ponieważ opary substancji zapachowych stosowanych do produkcji kosmetyków mają niekorzystny wpływ na bardzo wrażliwe komórki jajowe i zarodki. Nie wiem ile w tym prawdy. Nie natknęłam się w sieci na żadne publikacje naukowe na ten temat, ani wypowiedzi lekarzy. Krąży jedynie taki mit.
Wiedziałam o tym wcześniej. Na tego typu informacje natknęłam się w Internecie już przed poprzednimi transferami. Wtedy pomyślałam, że to lekka przesada i oczywista nadinterpretacja. W naszej klinice owszem wspomniano o tym, że w dniu zabiegu (punkcji) „nie wolno mieć makijażu, używać nadmiernej ilości kosmetyków: preparatów do demakijażu, pudrów, balsamów i perfum, lakierów do paznokci)”. Tłumaczono to jednak w kontekście znieczulenia, że kosmetyki mogą wejść w reakcje chemiczne, alergizujące z podanymi lekami usypiającymi. Przed poprzednimi zabiegami zastosowałam się do zaleceń zawartych w informatorach otrzymanych w klinice, a informacje z sieci potraktowałam jako desperację rozchwianych emocjonalnie kobiet, które chwytają się najbardziej wariackich sposobów, aby pomóc szczęściu. Używałam wtedy swoich codziennych kosmetyków do mycia, a na sam zabieg zrezygnowałam z użycia kremu i makijażu, przed wejściem na salę zmyłam też antyperspirant, lakieru do paznokci zazwyczaj nie używam, więc nie miałam z tym problemu. Transfery się nie udały, nie sądzę, że przez to. Tak widocznie miało być.
Teraz pracuję nad swoim optymistycznym podejściem do kolejnego In vitro. Postanowiłam tym razem spróbować inaczej. Może myśl, że zrobiłam wszystko co w mojej mocy wpłynie korzystnie na moją podświadomość i akurat się uda. Nie zaszkodzi przez 3 tygodnie dla odmiany popróbować innych kosmetyków, to może być ciekawe doświadczenie. Może jednak naprawdę zwariowałam popadając w takie skrajności, tak pragnę zobaczyć wreszcie dwie mocne czerwone kreski.
O rezultatach polowania na bezzapachowe kosmetyki opowiem w kolejnych postach. Ciężko cokolwiek znaleźć na półkach uginających się od dóbr konsumpcyjnych. Gdzieś tam w kąciku, na najniższej półce natrafiłam na tradycyjnego szarego, zawstydzonego swoją prostotą Białego Jelenia. W przyszłym tygodniu postaram się poszerzyć moją kolekcję.
Nadal biorę Ovulastan i Inofolic.
0 komentarze:
Prześlij komentarz