Dziwny czas. Rozum podpowiada mi, że powinnam zacząć przygotowania do wyczekiwanego zabiegu: nastroić się optymistycznie, dobrze się odżywiać, nabrać kondycji fizycznej i odporności przed zarazą szerzącą się ostatnio w komunikacji miejskiej. Tymczasem wbrew rozsądkowi nie potrafię się cieszyć. Chodzę zestresowana i maksymalnie rozdrażniona, to znów apatyczna. Co ciekawe, to nie sam zabieg tak mnie stresuje, ale jego otoczka. Dotąd w pracy nie powiedziałam nikomu o naszych problemach, leczeniu, o planowanym zabiegu. Przez te ostatnie lata udawało mi się utrzymać sprawę w tajemnicy.
Pracuję wprawdzie w niewielkim zespole, ale będącym częścią liczącego ok. 500 pracowników urzędniczego molochu. Charakter naszej pracy i przytłaczająca ilość przydzielanych spraw nie pozwalają na przysłowiowe "siedzenie i spijanie kawek", ale na ploteczki koleżanki zawsze znajdą czas. Wiadomość o in vitro to z pewnością łakomy kąsek dla spragnionych sensacji bab, których zakres zainteresowań ogranicza się do oglądanych wieczorami telenoweli. Pamiętam, że gdy przyszłam przed laty do tego zespołu byłam zdumiona z jaką lekkością potrafiły połączyć lakoniczne informacje posłyszane w radiu i telewizji w intrygującą, wielowątkowa historię. Nie mogłam wtedy uwierzyć, jak można snuć tak daleko idące wnioski na podstawie strzępów danych. Co gorsza one momentalnie wierzyły w wymyślone chwilę wcześniej przez siebie historie. Nie dałam się wciągnąć w to szaleństwo. Szybko nauczyłam się też oddzielać prywatność od sfery zawodowej. Dawkowałam informacje o sobie i nie zdradzałam więcej niż dana sytuacja wymagała. Nie mówiłam nic o problemach z poczęciem i leczeniu aż do teraz, kiedy nie da się już uniknąć tej konfrontacji. Muszę jakoś wytłumaczyć powód nagłej prawie dwutygodniowej nieobecności w maju, poprzedzonej alpejskimi kombinacjami, by stawiać się w klinice na licznych usg poprzedzających punkcję, które akurat wypadną w czasie pracy. Takich nieuzasadnionych zachowań nie toleruje się w miejscu, gdzie pracy jest dużo więcej niż ludzi i wszystko jest do zrobienia na wczoraj.
Powiedzieć im prawdę, czy wymyślić jakąś wymówkę? Biję się z myślami, próbując przewidzieć konsekwencje obu decyzji.
Pracuję wprawdzie w niewielkim zespole, ale będącym częścią liczącego ok. 500 pracowników urzędniczego molochu. Charakter naszej pracy i przytłaczająca ilość przydzielanych spraw nie pozwalają na przysłowiowe "siedzenie i spijanie kawek", ale na ploteczki koleżanki zawsze znajdą czas. Wiadomość o in vitro to z pewnością łakomy kąsek dla spragnionych sensacji bab, których zakres zainteresowań ogranicza się do oglądanych wieczorami telenoweli. Pamiętam, że gdy przyszłam przed laty do tego zespołu byłam zdumiona z jaką lekkością potrafiły połączyć lakoniczne informacje posłyszane w radiu i telewizji w intrygującą, wielowątkowa historię. Nie mogłam wtedy uwierzyć, jak można snuć tak daleko idące wnioski na podstawie strzępów danych. Co gorsza one momentalnie wierzyły w wymyślone chwilę wcześniej przez siebie historie. Nie dałam się wciągnąć w to szaleństwo. Szybko nauczyłam się też oddzielać prywatność od sfery zawodowej. Dawkowałam informacje o sobie i nie zdradzałam więcej niż dana sytuacja wymagała. Nie mówiłam nic o problemach z poczęciem i leczeniu aż do teraz, kiedy nie da się już uniknąć tej konfrontacji. Muszę jakoś wytłumaczyć powód nagłej prawie dwutygodniowej nieobecności w maju, poprzedzonej alpejskimi kombinacjami, by stawiać się w klinice na licznych usg poprzedzających punkcję, które akurat wypadną w czasie pracy. Takich nieuzasadnionych zachowań nie toleruje się w miejscu, gdzie pracy jest dużo więcej niż ludzi i wszystko jest do zrobienia na wczoraj.
Powiedzieć im prawdę, czy wymyślić jakąś wymówkę? Biję się z myślami, próbując przewidzieć konsekwencje obu decyzji.
Moje dzisiejsze medykamenty: Ovulastan, kwas foliowy, poza tym dalej walczę z przeziębieniem tym co znajdę w apteczce.
1 komentarze:
U mnie cześć osób wiedziała w pracy ale jak kilka wie to i reszta się dowie. Ja akurat nie mam z tym problemu. Chcą gadać to niech gadają. Jak dla mnie lepiej , że widzą, a nie snują domysły na temat mojej nieobecności...
Ale musisz to dokładnie przemyśleć co będzie lepsze dla Was :)
Prześlij komentarz